Witam serdecznie!
Po świetnej moim zdaniem inauguracji nowego konwentu w dawnej stolicy Polaków przyszedł czas na małą relację naszych poczynań przy stole do BGK dnia pierwszego. Troszkę nam zajęło ogarnięcie się i odnalezienie w nowej sytuacji. Wiele pisano już o klasie samego miejsca, czyli Muzeum Lotnictwa w Krakowie, więc osobiście dodam, że gdy weszliśmy tam w czwartek z Pumbą poczułem się lekko onieśmielony. Obecność żywych legend, czyli PZL P-11 i Spitfire'a po obu stronach naszego stołu spowodowała, że się przypomniałem sobie dzieciństwo. Sam skleiłem z tuzin modeli obu samolotów. Ale nie dla wspomnień dawnych tam zagościliśmy, ale dla tworzenia nowych. Thomas i Czaki spisali się na medal zawczasu przygotowując nam miejsce bitwy. Paczka z terenami, dzięki uprzejmości chłopaków z Warchimery (pozdro!) zawitała tam przed nami, więc przyjechaliśmy na gotowe.
Uznaliśmy, że dla klasycznego demo wykonamy spotkaniówkę Attack/Counter-Attack (strona 171 podręcznika). Punktacja oscylowała wokół 400pkt, bez rzutów na pogodę i ze swobodnym podejściem do spraw amunicji (ilość pocisków odliczamy, ale bez podziału na p.panc i odłamkowe). Ja zagrałem bolszewikami składając naprędce (bo tak najfajniej gdy chcę się pobawić :D ) armię za 392 pkt.
Postanowiłem olać sprawę artylerii i przyjąć taktykę szybkiego szturmu... URRRAAAAAA!!!!!!!!!
Her Oberst von Pumben podszedł do tematu bardziej uniwersalnie niż ja, składając za moim przyzwoleniem armię za 403pkt.
Zwróćcie uwagę na moździerze spoza stołu i wstrzelony punkt z aktywacją w danej turze. Artyleria w rozsądnej dawce jest mocną stroną każdej armii, na stole jest do ruszenia, a spoza można się jej pozbyć eliminując wszystkich oficerów z radiem. Czy tak czy siak wymaga to oddzielnej taktyki.
W prawdzie Pumba był autorem rozpiski, ale na samym początku rolę dowódców przejęli her Thomas i her Czaki. W tym momencie pragnę wszystkich przeprosić za ogólny opis potyczki, ale sama rozgrywka była szarpana, ciągle ktoś przychodził, pytał się, zagadywał, wymieniał uwagi... innymi słowy pełniliśmy w trakcie misję apostołów wargamingu. W sumie po to przyjechaliśmy. W przerwach między rozmowami i wywiadami kontynuowaliśmy śmiertelny bój...
Zaczęliśmy skromnie, od rozmieszczenia zwiadów. Z mojej strony był to BA-10, a chłopaków sdkfz-222. Umieściłem swój pojazd między stodołą a laskiem, przeciwnicy w okolicach łąki Pietii. Początek bezkrwawy i dość patowy bo nikt niczego nie widział... Cóż, gramy dalej. Rzuty na posiłki okazały się dla mnie mało łaskawe. Niemcy wprowadzili tygrysa, Sztuga i piechotę, zajęli pozycję za chatą sołtysa. Tygrys stanął na drodze i szachował okolicę przez większość gry, to działo budzi respekt.
Sdkafz 222 schował się za zagajnikiem. Ja w marnym rzucie 2 na posiłki wprowadziłem T-34 i NKWDzistę. Skromnie zbliżałem się do zagajnika w sposób niewidoczny dla tygrysa.
Kolejne tury to paniczna z mojej strony chęć uzyskania przewagi i zepchnięcia znacznych sił na połowę przeciwnika. Niemcy całkowicie się wypakowali w ciągu 3 tur. W 3 turze dosięgły mnie ognie piekielne zza tyłów i BA-10 stał się kupą złomu, pierwszy kartonik wyciągnięty. Niemcy dobrze ufortyfikowali się we wsi. Marder zajął pozycję za chatą Pietii, przy chacie Wasyla ustawił się Sztug, piechota na razie ukrywała się za zabudowaniami.
Moje jednostki pancerne nadciągnęły w pierwszej kolejności przed piechotą. Dwa plutony T-34 zajęły pozycje w lasku, za stodołą i za zagajnikiem.
Pojawił się Su-152 razem z wysuniętym sztabem poprawiając morale w moich szeregach. W tych okolicach rozgrywki powrócił na stanowisko twórca formacji niemieckiej.
Z miejsca przystąpił do nękania moich jednostek za zagajnikiem zaporowym ogniem moździerzy zza tylnych linii. Efektem czego jeden czołg był 3-krotnie przygważdżany ogniem. Kolejne kartoniki z morale lądowały na mojej połowie.
W końcu doszło do regularnej masakry. Śmiałym ruchem sdkfz 222 ruszył drogą w stronę moich jednostek dowodzenia nie na żarty im zagrażając. Ostrzał z jedynego nie przygwożdżonego T-34 najpierw przygwoździł sam samochód opancerzony, a następnie efektownie go zniszczył.
Ośmielony tym wyczynem sam ruszyłem do walki. Wykorzystując zasadę specjalną sztabu i ciągnąc kartoniki morale odblokowałem czołgi zza zagajnika i rzuciłem je do szarży na Tygrysa. Efekt był łatwy do przewidzenia, nawet Thomas się nie zdziwił...znów kartonik....
Ale bessa z mojej strony zaczęła słabnąć, przypuściłem całkiem udany szturm na Mardera i jednostki piechoty, które weszły do chat Pietii i Iwana. Tym razem Pumba ciągnął morale. Podciągnąłem Su-152 pod lasek, a inne czołgi w pobliżu próbowały wyeliminować Sztuga, niestety bezskutecznie. Dopiero szarża na bliższą odległość wykurzyła działo samobieżne i sprowokowała do opuszczenia stanowiska. Ukrył się on za chatą Iwana, ale Opel Blitz z zaopatrzeniem został zniszczony.
W tym czasie obudziła się piechota skutecznie pinnując mi dwa czołgi z bliskiej odległości i wymieniając ogień z moimi sołdatami. Kolejne kartoniki po obu stronach. Teraz dopiero obudził się Tygrys i leniwie tocząc się na skrzyżowanie zagroził swą mordercą siłą mojemu natarciu. Sztug rzutem ostatniej szansy niszczy mi czołg na tyłach swoich linii. Na szczęście dla mnie kartonik nie zawiera cyfry, ale oznacza unieruchomienie działa samobieżnego. A niech ma!
Czuć już koniec rozgrywki, piechota gnana dzikim szałem szturmuje moje czołgi, SU wychyla się zza cięgnika na polu Wasyla i stara się trafić masywne cielsko stalowego potwora. Niestety pocisk odbija się od pancerza.
Sytuacja wydaje się być beznadziejna....
... i jest... Tygrys unicestwia SU-152, piechota unieruchamia przedostatni czołg i pali żywym ogniem Gaza AAA... ciągnę kartonik i.... samolot! W następnej turze nadlatuje Ił-2 z dwoma działkami 37mm. Obiera kurs na czołg Pz-III ze sztabem i... chybia. Sytuację ratuje piechota, która dziesiątkuje niemieckie jednostki. Ale i te nie pozostają dłużne, skuteczny ostrzał przygważdża mi ostatnią jednostkę piechoty w centralnych rejonach. Został mi tylko czołg i sztab z NKWDzistą ochraniany przez drużynę piechoty. Szaleńcza szarża na Tygrysa kończy się zanim przyniosła jakiekolwiek efekty. Czołg płonie. Drżącą ręką sięgam po kartonik. Po podliczeniu wszystkich w tym momencie mam 1br i to raczej koniec rozgrywki dla mnie. Pośmiertny Order Lenina.... Samolot! Oczom nie wierzę! Rzutem na taśmę ciągnę drugi raz kartonik ze wsparciem lotniczym pod rząd. Od razu zaczynam swoją turę więc rzuty na przywołanie. Udany. Rzut na rodzaj: Ił-2 z 4 małym bombami. Jedyny rozsądny plan to atak nowym nabytkiem na czołg dowódcy. Cztery małe bomby lądują dokładnie pomiędzy Pz-III i Tygrysem niszcząc oba. Pumba ciągnie 3 kartoniki i twierdzi, że jest na minusie! Obaj ocieramy pot z czoła i gratulujemy sobie. Pumba mi wygranej, a ja jemu wygranego piwa, bo założył się, że przyparty do muru wywrócę grę do góry nogami.... jasnowidz czy jak?