Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Artykuł. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Artykuł. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 września 2015

Coś nowego: wash plakatowy.

Witam!                                                                                                                    
Od czasu Poligonu minęło już troszkę czasu. Wiele ciekawych rozmów obiło się wtedy o ściany Muzeum Lotnictwa Polskiego i pubu Drukarnia. Od zawsze w modelarstwie pociągało mnie to, że prostą rzecz można wykonać na wiele różnych sposobów, a gdzie lepiej zasięgnąć języka o nich niż na imprezie tego kalibru. Dokładnie pamiętam, że przy rozmowie o chemii domowej zastępującej modelarską przypomniał mi się zasłyszany patent z pudrem i płynem do mycia szyb, ale nie znałem szczegółów i chciałem uzyskać jakieś informacje. Niestety moi rozmówcy byli mocno zaskoczeni i również nic nie wiedzieli na ten temat. Padła logiczna sugestia, że puder do powiek to przecież świetna imitacja sadzy i innych patyn/zabrudzeń.  
    Po powrocie do domu zacząłem gorączkowo szukać w internecie owego sposobu, który wiedziałem, że istnieje i kojarzyłem go z domową wersją washa. Im dłużej szukałem, tym większe odnosiłem wrażenie, że jednak coś mi się pomyliło. Owszem, puder/cień do powiek to świetna patyna, łatwo dostępna i nie droga. A co do domowego washa to znalazłem wzmianki o plakatowym..... Co?!

      Okazało się, że plakatowy wash to technika stosowana czasem przez modelarzy redukcyjnych w większych skalach. Podobno świetnie nadaje się do podkreślania nitów, łączeń płyt, większych powierzchni z subtelnymi zagłębieniami. Niewątpliwą zaletą takiej farby jest jej cena, w porównaniu z cenami farb modelarskich iście bajeczna, dostępność i gama kolorów różnych producentów. Jest także bezwonna, co docenią wszyscy, którzy tak jak ja stosują wash olejny. Z wad, które należy uwzględnić to jej tendencja do zbijania się w krople. Wiąże się to z napięciem powierzchniowym jej rozcieńczalnika czyli wody. Aby go zmniejszyć można dodać roztworu wody i płynu do mycia naczyń. Tą ostatnią kwestę można by podciągnąć pod ten płyn do mycia szyb, który w wielu przypadkach zawiera alkohol, czyli czynnik zdecydowanie zmniejszający napięcie powierzchniowe. Jest pole do eksperymentów. Traf chciał, że troszkę później poproszono mnie o pomalowanie trzech budynków firmy Zen Terrain z przeznaczeniem do gry Infinity. Uznałem to za idealną okazję do wypróbowania nowych patentów.





     Wash naniosłem na lakier satynowy, aby lepiej się trzymał powierzchni. Szczeliny wypełniłem obficie farbą. Po jej wyschnięciu wycierałem wilgotną chusteczką płaszczyzny, a załomy pałeczkami do uszu. Fakt możliwości wielokrotnego podejścia do jednego elementu bardzo uspokaja całą pracę. Nie wyszło jak trzeba? Wycieramy do czysta i jeszcze raz. Oczywiście cały model po skończonej pracy lakierujemy. Pierwsza warstwa lakieru powinna być cienka i powinna wyschnąć przed następnymi warstwami, bo jakakolwiek większa dawka wilgoci może zniweczyć nasze wysiłki. Dopiero co poznałem ten sposób, a już jestem jego fanem. Co o tym Myślicie?

czwartek, 8 maja 2014

POLIGON 2014 - relacja

Na konwent gier bitewnych Poligon każdy z nas czekał z utęsknieniem, ale też pewną dozą niepokoju. Wiadomo – pierwsza edycja, nieznane miejsce, organizacja w rękach w sumie jednej osoby. Do tego niepokój o frekwencję, dość małą reklamę i trochę nieatrakcyjny termin. Z drugiej jednak strony impreza miała być w założeniu tym, czego naszemu środowisku brakowało – zlotem stricte bitewniakowym, bez rekonstruktorów i gier planszowych, których obecność na innych polskich imprezach tego typu marginalizuje udział gier figurowych.

Spitfire Mk IV

Pierwsze wrażenia po wejściu do Muzeum Lotnictwa rozwiały już część naszych obaw – miejsca jest aż nadto, w dodatku na pewno nie będziemy poupychani między gabloty wystawowe, bo takowych tam praktycznie nie ma. Możliwość wyboru miejsca rozstawienia naszych stołów dodatkowo nas ucieszyła – nie ma to jak ustawienie makiety dosłownie pod skrzydłami PZL P.11c, mając w sąsiedztwie Spitfire’a Mk IV w polskich barwach. Z resztą całe muzeum okazało się miejscem bardzo pasującym do naszych rozgrywek – pomimo dość dużych rozmiarów stołów z makietami oraz przestrzenią dodatkowo zajmowaną wokół nich przez graczy i zwiedzających, nigdzie nie było tłoczno, a jednocześnie wnętrza również nie sprawiały wrażenia pustych.

 Nasz stół do prezentacji Battlegroup: Kursk

Na Poligon postanowiliśmy jako Codename: Wargaming przygotować dwa pokazy – prezentację systemu Battlegroup: Kursk oraz stół z grą Force on Force, opisy poszczególnych rozgrywek pojawią się niebawem. Nieskromnie jednak dodam, że zostaliśmy oficjalnie wyróżnieni przez organizatorów, nasz stół do Battlegroup: Kursk został ogłoszony najładniejszym na konwencie. Duża w tym zasługa chłopaków z Warszawy, którzy dostarczyli większości elementów terenu. Uznanie wśród odwiedzających i organizatorów na pewno motywuje nas do jeszcze większego zaangażowania w budowanie makiet. Nawet sam Piers Brand (współautor BGK) kilkukrotnie wspominał na Facebooku o naszym pokazie!

Pokaz Force on Force

Głównym założeniem przy tworzeniu Poligonu była chęć zbudowania imprezy skierowanej przede wszystkim do graczy figurowych, która jednocześnie łączyła by w sobie zarówno gry historyczne, jak i fantastyczne. Oba te założenia nie są brane pod uwagę przy dwóch pozostałych zlotach, w których dotychczas regularnie uczestniczyliśmy. O ile Pola Chwały nie stawiają sobie za główny cel promowanie gier bitewnych (w Niepołomicach króluje historia w wielu postaciach, nie tylko tej figurowej), o tyle Grenadier nadal reklamuje się jako konwent gier bitewnych (choć jak większość osób dawno zdążyła zauważyć, gry bitewne są tam już obecne w marginalnym stopniu, a organizatorzy konsekwentnie spychają je na margines). Stąd też Poligon dobrze wstrzeliwuje się niszę, o zapełnieniu której od pewnego czasu było coraz głośniej w środowisku graczy historycznych. Jednocześnie otwarcie się na graczy i gry z obszaru historii alternatywnej i fantastyki pozwoliło pokazać, że oba środowiska mogą i potrafią nie tylko współistnieć, ale i razem się bawić. Uważam, że impreza ta pokazała, na przekór opinii niektórych osób, że możemy razem budować spotkania skupiające się wokół naszego hobby jakim są gry figurowe, zakopując niepotrzebne podziały bez szkody dla obu stron. Może warto, by do tego typu wniosków doszły też osoby zaangażowane w organizację podobnych do Poligonu imprez.

Nauka gry w Deadzone

Miejsce, jakim dysponowali organizatorzy konwentu w Muzeum Lotnictwa w Krakowie pozwoliło na bezproblemowe rozstawienie wszystkich stoisk i stanowisk do gry, a tylko okazał się dość sporo jak na pierwszą edycję imprezy. Na piętrze budynku, w którym odbywał się Poligon główną salę zajęli gracze uczestniczący w turnieju Warhammera 40K oraz rozgrywkach w Warmachine. Sala ta została w połowie zapełniona stolikami do gry, co dobrze rokuje na przyszłość dając możliwość zwiększenia liczby stanowisk bez konieczności zmiany lokalizacji turniejów. Dodatkowo umiejscowienie jej na piętrze pozwoliło w spokoju prowadzić rozgrywki bez obawy o ciągły ruch zwiedzających pośród stołów. W hallu na piętrze natomiast rozstawiły się stoiska handlowe i pokazy kilku gier. Można było tam nauczyć się zasad i zagrać w Deadzone, Flames of War, Godslayer, X-Wing (te dwa ostatnie tytuły prezentował sklep Cube), a także na stoisku sklepu Mgła.pl – w gry Dreadball i Heroclix. Do tego swój banner rozwiesił tam również sklep Vanaheim, który był sponsorem nagród na turnieju WH40K.

Demo-gra Flames of War

Na parterze budynku zagościły przede wszystkim gry historyczne. Prócz wspomnianych przeze mnie naszych prezentacji Battlegroup: Kursk i Force on Force, na stoisku sklepu Warchimera  można było zagrać w prężnie rozwijającą się ostatnio w naszym kraju grę – Bolt Action. Z kolei Torgill z forum PSW prezentował swoją grę Bogowie Wojny- Napoleon. Muszę przyznać, że gra prezentuje się z pokazu na pokaz coraz ciekawiej, autor również słucha uwag graczy i wyciąga z nich wnioski, co bardzo cieszy. Jestem pewien, iż ta gra zagości na moim stole tym bardziej, że coraz bardziej kuszą mnie figurki napoleońskie 3mm produkcji Oddziału Ósmego.

Sklep Mgla.pl

Na kolejnych stołach Marcin Gerkowicz, właściciel Assault Publishing prezentował nową wersję Sturmovik Commandera oraz swój system PMC 2640 (sci-fi w skali 15mm, wspierane przez figurki Odziału Ósmego), można tam było również zobaczyć zdjęcia nowej linii figurek w skali 15mm dedykowanych właśnie pod system PMC 2640. Trzeba przyznać, że greeny wyglądały zachęcająco. Obok stoiska Assault Publishing rozstawił się również znajomy Marcina z Austrii, który prezentował wariację zasad Hind Commander, w której śmigłowce ścierały się na tle miasta z potworami w stylu Godzilli – starcia wyglądały epicko.

 Sturmovik Commander 2.0

Dalej Paweł Kur wraz ze znajomymi prezentowali zasady gry Basic Impetus, którą rozgrywali – a jakże – na figurkach QR Miniatures. Jak zwykle figurki wyrzeźbione i pomalowane przez Pawła wyglądały oszałamiająco.

 QR Miniatures we własnej osobie

Na parterze można było również zapoznać się z fanowskim systemem jednego z naszych kolegów – Marcina „Headache’a”. Gra w skali 28mm mocno nawiązująca do uniwersum Mass Effect wyglądała ciekawie zwłaszcza, że autor ma dar tworzenia bardzo ładnych elementów terenu. Żałuję, że nie zdążyłem w nią zagrać. Inną fanowską grą, którą można było zobaczyć na Poligonie była prezentacja Klemensa, który przedstawiał swoje zasady do rozgrywek drugowojennych w skali 20mm. Gra nie ma jeszcze nazwy i nadaj jest w fazie testów i zmian, jednak można było zauważyć zainteresowanie odwiedzających przy stole autora.

 Newbury - Napoleonic Rules, później na tym samym stole można było zagrać w Bogowie Wojny - Napoleon

Poligon pomimo naszych obaw, wypadł bardzo dobrze. Dodatkowo pozytywne wrażenia spotęgowała wspólna zabawa i integracja w knajpce wieczorem pierwszego dnia. Organizator ustrzegł się większych wpadek, a jeśli zważymy na to, że była to pierwsza edycja konwentu, organizacją zajmowały się praktycznie tylko dwie osoby (ukłony dla Darka „DKsabira” i Marcina „Headache’a”), a zlotu w tej formie jeszcze w naszym kraju nie było, to trzeba Poligon 2014 zaliczyć do inicjatyw bardzo udanych. Błędy i niedociągnięcia pierwszej edycji (jak choćby trochę niefortunny termin) na pewno zostaną poprawione za rok, warto więc mieć nadzieję, że Poligon zagości w wargamingowym kalendarzu na stałe. I oby tak się stało, bo widać duże zapotrzebowanie na tego typu wydarzenie w środowisku graczy figurowych.

 Pod skrzydłami PZL P.11c, czyli niepowtarzalny klimat Muzeum Lotnictwa w Krakowie

Na koniec warto również podziękować Muzeum Lotnictwa w Krakowie, które zgodziło się przyjąć Poligon pod swój dach co zaowocowało bardzo nastrojowym lokum dla konwentu, a jednocześnie pokazało, że instytucja państwowa, jaką jest Muzeum, może przyczynić się do rozwoju naszego figurowego hobby.

poniedziałek, 31 marca 2014

Pyrkon 2014

Kolejny Pyrkon za nami. W tym roku postanowiliśmy zaprezentować w Poznaniu rozgrywkę z pogranicza fantastyki i gier historycznych. Fantastyka dlatego, że gra przedstawiała starcie kilku żołnierzy oddziałów specjalnych z hordą zombie. A nawiązanie historyczne to wykorzystana mechanika – znane i lubiane przez nas zasady Force on Force, tym razem w wersji Ambush Z właśnie.
Scenariusz zakładał przeżycie sześciu tur na stole przez żołnierzy z rozbitego śmigłowca, w terenie lekko zadrzewionym, gdzie ze wszystkich stron zaczynały nadciągać watahy żywych trupów. Ludziom się udało, choć każda kolejna tura szybko przybliżała ich do rozszarpania w objęciach zombie. W między czasie na planszy pojawiła się jeszcze grupka uzbrojonych cywili, którzy także próbowali wyrwać się z okrążenia umarlaków, która także ostatkiem sił wycofała się ku krawędzi planszy.
Pomimo defensywnych założeń scenariusza do walki dochodziło dość często, a sama rozgrywka była dynamiczna i płynna. Duża w tym zasługa Wookusha, który sprawnie i ciekawie wprowadzał nowych graczy w mechanikę gry. Stół przyciągał uwagę, co zaowocowało kilkunastoosobową grupą śledzących rozgrywkę przez cały czas.
Prócz naszego pokazu uczestniczyliśmy też w szeregu innych atrakcji, m.in. w pokazowej rozgrywce w Epic: Armagedon. Gra okazała się interesująca i mam nadzieję, że kiedyś zagości na naszych stołach.
Wśród wielu bitewniakowych wydarzeń na Pyrkonie (ich liczba z roku na rok rośnie, co cieszy) warto wspomnieć o pierwszej edycji konkursu malarskiego, nad którym patronat objął portal Chest of Colors. Na ich fanpage'u można obejrzeć galerią prac konkursowych – polecamy!

Łukasz tłumaczy zasady Ambush Z.

Żywi kryją się w ruinach przed zombie...

Kolejna fala trupów nadciąga.

Ogólny widok na pole walki pod koniec gry.

Kilka ujęć ze starcia orków z kosmicznymi marines na księżycu Gismar (Epic: Armageddon):




środa, 19 marca 2014

Aerograf - podstawowe BHP

Witam serdecznie. Po ostatnim artykule nabrałem chęci na pomalowanie moich zapomnianych T-70, które pokryte podkładem czekały dobre pół roku. Najwyraźniej farba dobrze wyschła i można zacząć myśleć o kolorze właściwym. O ile w poprzednim moim poście napisałem z czego składa się cały warsztat, o tyle chciałbym teraz opisać jak to wygląda w praktyce. Założenia są następujące: kadłuby, wieże i mały właz maluję na jeden kolor farbą Vallejo Model Color "Reflective Green", gąsienice cieniuję Agama Acrylic "Rust". W prawdzie to moje T-34 i Su-152 pomalowałem inną farbą, ale nabrałem subiektywnego odczucia, że farba ta gryzie się z płynami do kalek, a z Vallejo nigdy nie miałem takich opcji.
Zaczynając od początku, jak chcemy malować, to musimy mieć gdzie. Biurko i ścianę należy zabezpieczyć przed przypadkowym pomalowaniem. Wiem, że niektórzy robią to czyściej, ale ja osobiście mam rozbabraną robotę przez kilka dni, czasem szukam weny ma maskowanie, czasem zwyczajnie czekam na światło dzienne.
Bardzo przydatnym obrusem jest foliowy worek na śmieci. Lepiej aby był innego koloru niż czarny, bo często czarne śmierdzą pochodnymi ropy czy innymi pastami do butów. Mi akurat wystarcza 60-cio litrowy.
Nożyczkami ucinamy dół worka powyżej zgrzewu i jedną z krawędzi. Pamiętajmy aby nie ucinać kilku na raz.
Po rozwinięciu otrzymujemy tani i estetyczny jednorazowy obrusik na nasze eksperymenty malarskie. Ja dodatkowo zawinąłem i przykleiłem końcówki papierowym plastrem. To pozwala uniknąć pochlapania ściany i wylania się np. wody za biurko.
Na takim podkładzie możemy rozłożyć wszystkie niezbędne nam sprzęty. Dobrze jest mieć kartkę białego papieru, aby sprawdzić czy farba leci, a jeśli tak, to czy nie jest za rzadka.
Odnośnie trzymania elementów do malowania można to robić w dłoni lub na stelażu np. przyklejone do kredki lub wykałaczki. Dobrze rozrobiona farba naniesiona z wyczuciem wysycha błyskawicznie i raczej nie ma mowy o rozmazaniu, ale nie zawsze teoria pokrywa się z praktyką. Jeśli chcemy pomalować bardzo małe elementy przytwierdzenie ich do czegoś jest konieczne inaczej zostaną one zdmuchnięte, nawet z pomiędzy palców. Najmniejszy element jaki warto trzymać w dłoni według mnie to wieżyczka do T-70.
Zaczynamy mieszać farby. Z doświadczenia wiem, że farby Vallejo są dość gęste, należy je rozcieńczać w stosunku od 40/60 (40% woda, 60% farba) do 50/50, plus 1-2 krople opóźniacza.
Zabezpieczcie sobie większą ilość wody. Ja mam dwa pojemniczki na wodę, jeden jest do mycia np. mieszadełka, a z drugiego pobieramy czystą wodę.
 Po około minucie mieszania (farba dość gęsta i chyba leciwa) pobieramy farbę...
 ... możliwie do ostatniej kropli...
... i wlewamy powolutku do pojemniczka aerografu. Malowanie zaczynamy od delikatnego punktowania na kartkę papieru. Dopiero wtedy wiemy, czy farba jest gęsta, czy rzadka i... czy w ogóle leci.
Niestety w moim przypadku okazało się, że występują pewne komplikacje. Po naciśnięciu spustu farba leciała przez chwilką, a potem już nie. Tylko ruch w tą i z powrotem dawał jakieś efekty. Jest to sygnał, że farba jest zbyt gęsta. W moim przypadku nawet rozcieńczenie kilkoma kroplami wody nie przyniosło efektu. Nie chcąc zmarnować farby natryskiwałem porcjami małe placki koloru kawałek po kawałku.
W ten oto sposób zużyłem około 25 kropel mieszanki. Pomny pomyłki postanowiłem następną dawkę rozrzedzić w stosunku 50/50. Ale najpierw czyszczenie aerografu. Najpierw czyścimy pojemniczek i wlewamy Cleanluxa (dla wygody przelałem sobie go do pojemniczka po spirytusie salicylowym, ma fajny aplikator), a następnie "malujemy" nim chusteczkę/papier toaletowy, bądź czyścimy go w specjalnym zbiorniczku z filtrem. Uwaga! Cleanlux pachnie specyficznie i zostawia charakterystyczną mgiełkę, jakby pył. Podczas czyszczenia należy najlepiej otworzyć okno. Ja użyłem samoróbki ze starym filtrem od maski gazowej a i tak troszkę się pyliło. Czy tak czy siak, papieru idzie podczas tych operacji sporo.
Zrobiwszy nową mieszankę w mniejszej ilości, bo pozostały tylko wieżyczki i pojedyncze elementy do poprawienia zacząłem malować dalej. Wieżyczki zwykle maluję trzymając je za lufy. Dopiero pod koniec maluję same końcówki luf.
I tym razem ledwo zakończyłem procedurę. Znów zbyt gęsta mieszanka. Coś mi w tym wszystkim nie grało i postanowiłem przeczyścić aerograf dokładnie. Rozebrałem go na części pierwsze i znalazłem winowajcę. O ile rozcieńczenie mieszanki było dobrym pomysłem, to moja nieuwaga wcześniej zniweczyła moje poczyna. Przy poprzednim rozbieraniu nie dokręciłem kilku części, efektem czego farba dostawała powietrza wcześniej i skawalała się przed dyszą. Również stara farba okazała się marnym pomysłem. Po wyczyszczeniu i dokręceniu pocieniowałem gąsienice rdzą w rzadkim roztworze. Działo idealnie.
Reasumując aerograf jest bardzo wymagającym narzędziem, ale jeśli będziemy o niego dbać, odpłaci nam świetnymi efektami pracy. Warto przestrzegać czystości i mieć zwyczajnie gdzie położyć potrzebne nam komponenty. Najgorsze co można zrobić to odłożyć brudny aerograf na kilkanaście minut na stojak. Zawsze starajcie ułatwić sobie pracę. Powodzenia.

P.S. Czyszczenie aerografu...

Tak to wygląda:





Tak widzi to moja rodzina: 




Tak ja to widzę:




czwartek, 6 marca 2014

Aerograf od A do B, czyli jak z laika stałem się początkującym.

Witam serdecznie.
Około rok temu zakupiłem aerograf i stawiałem pierwsze kroki w jego użytkowaniu. Pomimo "risercza" i porad innych użytkowników tegoż sprzętu nie uniknąłem pewnych błędów, które zaowocowały przemyśleniami i domowymi patentami. Na zdrowy rozsądek można było kilku rzeczy uniknąć i tymi podstawowymi obserwacjami w początkowej fazie użytkowania chciałem się z Wami podzielić. Ale zaczynając od samego początku, jeszcze przed poszukiwaniem i przeglądaniem poradników warto odpowiedzieć sobie na pytanie:  
Po co mi aerograf? W brew pozorom to całkiem ważne, aby nie marnować energii na coś co nie jest nam wcale potrzebne. Aerograf to przyrząd do malowania metodą natryskową. Sprężone powietrze pobiera z pojemniczka rozrzedzoną farbę i tworzy po wystrzeleniu z dyszy mgiełkę, a ta osadzając się cieniutką warstwą na modelu/figurce daje nam kolor. Owszem, niektóre aerografy mogą malować kropki średnicy 0,3 mm, także malowanie skomplikowanych maskowań jest możliwe, ale wygodniej i ergonomicznie, no i taniej jest to robić pędzlem. Aero służy do malowania dużych powierzchni na jednolity kolor i w mojej ocenie to jedyne kryterium mobilizujące do zakupu. W miarę jak zaczniemy go używać poznamy kilka technik zabezpieczania innych części, maskowania, używania Maskolu w celu robienia kamuflażu, ale i tak jednolity kolor na duży obszar to coś co pędzlem wyjdzie nam bez porównania gorzej. 
To nie lepiej kupić puszkę w spreju? Jeśli przez duże powierzchnie na jednolity kolor rozumiemy tylko podkład i jedną/dwie barwy maskujące to pucha wygrywa. Sprej robi gęstszą mgłę, taniej wychodzi, nie musimy mieszać i rozcieńczać farby. Ale z drugiej strony jesteśmy ograniczeni podstawowymi barwami i czasami nie tryśniemy puszką tam gdzie trzeba, tu aerograf jest precyzyjniejszy i daje nam o wiele więcej możliwości. Zakup za jednym zamachem 3-5 puch pustoszy nam kieszeń, a do aerografu dajemy zwykłe farbki i nie musimy wietrzyć pokoju... nie non stop :P
To mogę wlać wszystkie farbki? I tak i nie. Pamiętajmy, że aerograf musi rozpylać farbę rozcieńczoną, a co za tym idzie musimy posiadać odpowiednią wiedzę czym i jak konkretną farbę rozcieńczyć. Jest to ważne z kliku powodów, a najważniejszym jest ten, że wszystko nam się zapcha na amen. Nie chodzi mi tu o takie oczywiste sprawy jak (nie!)mieszanie farb akrylowych z olejnymi, ale o odpowiednią gęstość mieszanki i prędkość jej wysychania. Tutaj ledwie liznąłem tematu i nie będę się rozpisywał nad proporcjami, generalnie farba powinna mieć konsystencję mleka i tak jak mleko zachowywać kolor. Zachęcam do poszukania na forach receptur proporcji do waszych ulubionych farbek. Pamiętajcie też, że niektóre firmy, pomimo podobnego składu chemicznego farb, gryzą się. Nawet w ramach jednej firmy tak bywa, podam tu przykład farb Vallejo z serii Model Color i Model Air. Te drugie są rzadsze i dedykowane do aerografów, teoretycznie Model Color powinien być tym samym, ale zastosowano w tych farbach różne pigmenty. Efektem tego jest rozwarstwianie się farby po wymieszaniu. 
Zakładając, że powyższe wątpliwości zostały już rozwiane i nadal chcemy mieć aerograf warto pomyśleć nad relacją jakości do ceny. Najtańszymi aerografami są aerografy jednoakcyjne. Właściwie to taki plastikowy pistolet lakierniczy, praca nim jest mało precyzyjna bo po naciśnięciu spustu farba od razu leci równym strumieniem. Są tanie, ale to chyba ich jedyna zaleta. Aerografy dwuakcyjne umożliwiają kontrolowanie ilości uwalnianej farby i raczej o to nam w tej zabawie chodzi. Taki aerograf nie musi być drogi. Ja swój kupiłem za 48zł + przesyłka. Oczywiście im wyższa cena tym lepsza jakość i precyzja, ale na pierwszy raz jak w sam raz. 
Kupując tanie wersje musimy pamiętać o ostrożnym obchodzeniu się, nie dla tego, aby nie narazić się na dodatkowe wydatki, ale aby nam się to nie rozleciało w rękach :P Na szczęście mój zakup okazał się dość solidnym egzemplarzem i kilka eksperymentów jakie na nim przeprowadziłem zniósł dzielnie. 
Jest to jak pisałem aerograf dwuakcyjny, naciskając palcem wskazującym spust wypuszczam powietrze dyszą, a odciągając go do siebie stopniowo zwiększam ilość uwalnianej farby. Ten model posiada zbiorniczek z boku. Są jeszcze aerografy ze zbiorniczkami u góry i u dołu. Każdy ma swoje wady i zalety. Wadą mojego jest to, że farba osadza się w kanaliku doprowadzającym i zawsze zostaje tam odrobina farby. 
W aerografie ze zbiornikiem u góry posiadałby odpływ bezpośrednio nad osią dyszy i ostatnia kropla zostałaby wykorzystana. W moim przypadku należny często wypłukiwać farbę i czyścić cały dzwon, który jest odkręcany. Ale są też i zalety, a mianowicie mogę malować pod różnymi kątami bez obawy, że farba wyleje mi się ze zbiornika.

Poza czyszczeniem dzwonu powinniśmy pamiętać o czyszczeniu dyszy wylotowej, bo tam osadza się pozostałość mgiełki (może mało fachowa nazwa, ale mi pasuje do kontekstu).
Na powyższym zdjęciu widać odkręcony przód dyszy na którym osadza się farba. Wewnątrz widać igłę która uwalnia farbę przez chowanie się do środka. UWAGA! Igłę należy czyścić, zarówno jej końcówkę, jak i całą resztę. W tym celu odkręcamy tylną część (u mnie czarna plastikowa skuwka).
Następnie odkręcamy widoczny po prawej pierścień na tyle, aby wyciągnąć igłę. Igła powinna wyjść z lekkim oporem. Jeśli nie idzie, to albo pierścień dalej trzyma, albo zapchaliśmy dyszę farbą i trzeba wlać do środka troszkę rozpuszczalnika.
Igła powinna być czysta, prosta i ostra. Jeśli czyścimy zewnętrzną część dyszy przykręconą, zawsze robimy to z odciągniętym spustem i schowaną końcówką igły. Jeśli czyścimy igłę, to rozpuszczalnikiem, rzadziej szmatką. Najgorsze co możemy zrobić to wygiąć igłę. Ból mentalny jest podobny do stłuczenia 1L butelki tequili. Z powrotem do środka igłę wkładamy delikatnie aż poczujemy lekki opór i zakręcamy pierścień. Oczywiście z wyjętą igłą można wyczyścić dno dyszy w miejscu gdzie przykręca się dzwon. Bądźmy ostrożni i starannie czyśćmy nasz sprzęt a posłuży nam lata :)
Gdy mamy już aerograf to koniecznie musimy mieć do niego sprężone powietrze, zwykle zalecane w granicach 1-2 bary. Standardowym wyborem jest kompresor, a co za tym idzie więcej pieniędzy. Podobno istnieją przeróbki kompresorów lodówkowych, puszki ze sprężonym powietrzem, czy zbiorniki dedykowane do paintballu z odpowiednim zaworem. Ja od bnk i q.b. dowiedziałem się, że całkiem sensownym zamiennikiem jest pompka inhalacyjna dla astmatyków Pari Boy.
Odkupiłem ją za kilkadziesiąt złotych, daje stałe i wystarczające ciśnienie. Świetny zakup jak na początek. Warto nadmienić, że nie dostajemy w żadnym z tych zestawów rurki, ani wężyka. Trzeba go zdobyć we własnym zakresie. Traf chciał, że miałem w domu gumowe rurki do nawadniania roślin ogrodowych. Myślę, że igelitowe rurki ze sklepu akwarystycznego też spełniłyby wymogi. Swoją drogą ciekawe, czy i pompka akwarystyczna też by się nadała.
Takim oto sposobem nabyłem swój zestaw dla początkującego za około 100zł. 
Zanim zaczniemy wesołe malowanie ścian, palców, telewizora, komputera, kota i dziewczyny należy zaopatrzyć się w kilka przedmiotów ułatwiających pracę. Powinniśmy mieć jakieś trzymadełko na aerograf w przerwach pomiędzy malowaniem. Nie byłbym sobą, gdybym nie wykombinował czegoś w swoim zakresie.

Imadełko kosztujące dosłownie kilka złotych połączyłem taśmą klejącą z wygiętym drutem od zepsutego stojaka na papierowe ręczniki. Oryginalne stojaki znanych firm mają podobny kształt. Nie żebym był skąpcem, ale potrzebowałem stojaka na już i w 5min skleciłem taką prowizorkę. Jak to zwykle z prowizorkami bywa służy mi non stop.

Gdy już mamy gdzie odstawić nasze narzędzie musimy wymieszać troszkę farby. Producenci w tym celu zamieszczają z aerografami zakraplacz, który jest nieodzowny przy wkraplaniu płynów rzadkich, ale co jak mamy farbę w słoiczku? Proponuję takie rozwiązanie.
Strzykawka o pojemności 5ml i rurka z pałeczek do czyszczenia uszu. Pałeczek będziemy zużywać sporo, bo świetnie czyszczą małe powierzchnie i ładnie chłoną rozpuszczalnik i farby. Strzykawkę należy leciutko poszerzyć na końcówce, obciąć waciki z pałeczki, włożyć do środka i zakleić Super Glue. Dzięki takiemu zakraplaczowi będziemy mogli nie tylkopobrać gęstej farby, ale i wyciągnąć całą już zmieszaną farbę i wpuścić ją do zbiorniczka aerografu. To mocno przyspiesza całe przygotowywanie i powoduje, że w każdej chwili możemy się rozmyślić i znów zassać farbę ze dzwonu.
Do mieszania farb polecam beczułkowate kieliszki. Szkło można myć każdym rozpuszczalnikiem, a denka i ścianki są półokrągłe, co powoduje spływanie nawet gęstych cieczy do jednego punktu z którego pobieramy go strzykawką. Farby mieszamy mieszadełkiem do kawy. Kosztują ona od 4 do 8 złotych w zależności od sklepu. Kupcie najtańszy i tak będzie działał. Końcówkę proponuję odciąć i wygiąć łukowato. To zmniejszy skrobanie ostrą krawędzią, a jednocześnie końcówka będzie miała dość szeroki promień pracy... no i nie na rozchlapuje tak bardzo.

Teraz troszkę o chemii jaką należy kupić. Sprawa podstawowa to rozpuszczalnik do farb akrylowych, będziemy go trochę zużywać, więc warto mieć tego więcej. Ogólnie dostępnym rozpuszczalnikiem jest rozpuszczalnik do farb typu Sidolux. Zaletą tego specyfiku jest jego cena i dostępność, bo będzie w co drugim sklepie z chemią gospodarczą. Niestety jest on raczej słabszy niż modelarskie rozpuszczalniki, na świeżą farbę się nada, al na zaschniętą lepiej mieć coś konkretnego. 
Nieodzownymi są też płyny opóźniające wysychanie jak np. Retarder firmy Mr Hobby. Jedna lub dwie krople mogą wybawić nas od wielu kłopotów. Dobrze jest też mieć taśmę maskującą i Maskol firmy Humbrol. Ale bądźmy ostrożni, jak już pisałem warstwy farby są cienkie i żaden problem je zdrapać zbyt mocno przyklejoną taśmą, lub Maskolem. Maskol radzę używać na elementy dobrze zabezpieczone, lub niepomalowane np. szyby. Nie powinien też długo wysychać na pomalowanym elemencie. Podobnie ma się sprawa z taśmą. Odrywamy je gdy farba jest jeszcze mokra, lub tniemy skalpelem po krawędzi styku z farbą i dopiero wtedy. 
I to chyba będzie na tyle jeśli chodzi o podstawy podstaw. Pamiętajmy o czystości, zawsze warto malować w rękawiczkach, bo zielona ręka zabawna jest tylko pierwszy raz. Zabezpieczcie miejsce pracy przed zabrudzeniem. Dobrym sposobem jest cerata lub inne szczelne zabezpieczenie. Tam gdzie dmuchnie nam aerograf na pewno będzie farba, może nie widać jej podczas malowania, ale miliony drobnych kropeczek tam są i czekają...