wtorek, 13 maja 2014

POLIGON 2014- Battlegroup Kursk

 Witam serdecznie!
Po świetnej moim zdaniem inauguracji nowego konwentu w dawnej stolicy Polaków przyszedł czas na małą relację naszych poczynań przy stole do BGK dnia pierwszego. Troszkę nam zajęło ogarnięcie się i odnalezienie w nowej sytuacji. Wiele pisano już o klasie samego miejsca, czyli Muzeum Lotnictwa w Krakowie, więc osobiście dodam, że gdy weszliśmy tam w czwartek z Pumbą poczułem się lekko onieśmielony. Obecność żywych legend, czyli PZL P-11 i Spitfire'a po obu stronach naszego stołu spowodowała, że się przypomniałem sobie dzieciństwo. Sam skleiłem z tuzin modeli obu samolotów. Ale nie dla wspomnień dawnych tam zagościliśmy, ale dla tworzenia nowych. Thomas i Czaki spisali się na medal zawczasu przygotowując nam miejsce bitwy. Paczka z terenami, dzięki uprzejmości chłopaków z Warchimery (pozdro!) zawitała tam przed nami, więc przyjechaliśmy na gotowe.

Uznaliśmy, że dla klasycznego demo wykonamy spotkaniówkę Attack/Counter-Attack (strona 171 podręcznika). Punktacja oscylowała wokół 400pkt, bez rzutów na pogodę i ze swobodnym podejściem do spraw amunicji (ilość pocisków odliczamy, ale bez podziału na p.panc i odłamkowe). Ja zagrałem bolszewikami składając naprędce (bo tak najfajniej gdy chcę się pobawić :D ) armię za 392 pkt. 
Postanowiłem olać sprawę artylerii i przyjąć taktykę szybkiego szturmu... URRRAAAAAA!!!!!!!!!
  Her Oberst von Pumben podszedł do tematu bardziej uniwersalnie niż ja, składając za moim przyzwoleniem armię za 403pkt.
Zwróćcie uwagę na moździerze spoza stołu i wstrzelony punkt z aktywacją w danej turze. Artyleria w rozsądnej dawce jest mocną stroną każdej armii, na stole jest do ruszenia, a spoza można się jej pozbyć eliminując wszystkich oficerów z radiem. Czy tak czy siak wymaga to oddzielnej taktyki. 
   W prawdzie Pumba był autorem rozpiski, ale na samym początku rolę dowódców przejęli her Thomas i her Czaki. W tym momencie pragnę wszystkich przeprosić za ogólny opis potyczki, ale sama rozgrywka była szarpana, ciągle ktoś przychodził, pytał się, zagadywał, wymieniał uwagi... innymi słowy pełniliśmy w trakcie misję apostołów wargamingu. W sumie po to przyjechaliśmy. W przerwach między rozmowami i wywiadami kontynuowaliśmy śmiertelny bój...
   Zaczęliśmy skromnie, od rozmieszczenia zwiadów. Z mojej strony był to BA-10, a chłopaków sdkfz-222. Umieściłem swój pojazd między stodołą a laskiem, przeciwnicy w okolicach łąki Pietii. Początek bezkrwawy i dość patowy bo nikt niczego nie widział... Cóż, gramy dalej. Rzuty na posiłki okazały się dla mnie mało łaskawe. Niemcy wprowadzili tygrysa, Sztuga i piechotę, zajęli pozycję za chatą sołtysa. Tygrys stanął na drodze i szachował okolicę przez większość gry, to działo budzi respekt. 
Sdkafz 222 schował się za zagajnikiem. Ja w marnym rzucie 2 na posiłki wprowadziłem T-34 i NKWDzistę. Skromnie zbliżałem się do zagajnika w sposób niewidoczny dla tygrysa. 
   Kolejne tury to paniczna z mojej strony chęć uzyskania przewagi i zepchnięcia znacznych sił na połowę przeciwnika. Niemcy całkowicie się wypakowali w ciągu 3 tur. W 3 turze dosięgły mnie ognie piekielne zza tyłów i BA-10 stał się kupą złomu, pierwszy kartonik wyciągnięty. Niemcy dobrze ufortyfikowali się we wsi. Marder zajął pozycję za chatą Pietii, przy chacie Wasyla ustawił się Sztug, piechota na razie ukrywała się za zabudowaniami. 
Moje jednostki pancerne nadciągnęły w pierwszej kolejności przed piechotą. Dwa plutony T-34 zajęły pozycje w lasku, za stodołą i za zagajnikiem.
Pojawił się Su-152 razem z wysuniętym sztabem poprawiając morale w moich szeregach. W tych okolicach rozgrywki powrócił na stanowisko twórca formacji niemieckiej.
Z miejsca przystąpił do nękania moich jednostek za zagajnikiem zaporowym ogniem moździerzy zza tylnych linii. Efektem czego jeden czołg był 3-krotnie przygważdżany ogniem. Kolejne kartoniki z morale lądowały na mojej połowie. 
   W końcu doszło do regularnej masakry. Śmiałym ruchem sdkfz 222 ruszył drogą w stronę moich jednostek dowodzenia nie na żarty im zagrażając. Ostrzał z jedynego nie przygwożdżonego T-34 najpierw przygwoździł sam samochód opancerzony, a następnie efektownie go zniszczył. 
Ośmielony tym wyczynem sam ruszyłem do walki. Wykorzystując zasadę specjalną sztabu i ciągnąc kartoniki morale odblokowałem czołgi zza zagajnika i rzuciłem je do szarży na Tygrysa. Efekt był łatwy do przewidzenia, nawet Thomas się nie zdziwił...znów kartonik....
Ale bessa z mojej strony zaczęła słabnąć, przypuściłem całkiem udany szturm na Mardera i jednostki piechoty, które weszły do chat Pietii i Iwana. Tym razem Pumba ciągnął morale. Podciągnąłem Su-152 pod lasek, a inne czołgi w pobliżu próbowały wyeliminować Sztuga, niestety bezskutecznie. Dopiero szarża na bliższą odległość wykurzyła działo samobieżne i sprowokowała do opuszczenia stanowiska. Ukrył się on za chatą Iwana, ale Opel Blitz z zaopatrzeniem został zniszczony. 

W tym czasie obudziła się piechota skutecznie pinnując mi dwa czołgi z bliskiej odległości i wymieniając ogień z moimi sołdatami. Kolejne kartoniki po obu stronach. Teraz dopiero obudził się Tygrys i leniwie tocząc się na skrzyżowanie zagroził swą mordercą siłą mojemu natarciu. Sztug rzutem ostatniej szansy niszczy mi czołg na tyłach swoich linii. Na szczęście dla mnie kartonik nie zawiera cyfry, ale oznacza unieruchomienie działa samobieżnego. A niech ma!
Czuć już koniec rozgrywki, piechota gnana dzikim szałem szturmuje moje czołgi, SU wychyla się zza cięgnika na polu Wasyla i stara się trafić masywne cielsko stalowego potwora. Niestety pocisk odbija się od pancerza. 
Sytuacja wydaje się być beznadziejna....
... i jest... Tygrys unicestwia SU-152, piechota unieruchamia przedostatni czołg i pali żywym ogniem Gaza AAA... ciągnę kartonik i.... samolot! W następnej turze nadlatuje Ił-2 z dwoma działkami 37mm. Obiera kurs na czołg Pz-III ze sztabem i... chybia. Sytuację ratuje piechota, która dziesiątkuje niemieckie jednostki. Ale i te nie pozostają dłużne, skuteczny ostrzał przygważdża mi ostatnią jednostkę piechoty w centralnych rejonach. Został mi tylko czołg i sztab z NKWDzistą ochraniany przez drużynę piechoty. Szaleńcza szarża na Tygrysa kończy się zanim przyniosła jakiekolwiek efekty. Czołg płonie. Drżącą ręką sięgam po kartonik. Po podliczeniu wszystkich w tym momencie mam 1br i to raczej koniec rozgrywki dla mnie. Pośmiertny Order Lenina.... Samolot! Oczom nie wierzę! Rzutem na taśmę ciągnę drugi raz kartonik ze wsparciem lotniczym pod rząd. Od razu zaczynam swoją turę więc rzuty na przywołanie. Udany. Rzut na rodzaj: Ił-2 z 4 małym bombami. Jedyny rozsądny plan to atak nowym nabytkiem na czołg dowódcy. Cztery małe bomby lądują dokładnie pomiędzy Pz-III i Tygrysem niszcząc oba. Pumba ciągnie 3 kartoniki i twierdzi, że jest na minusie! Obaj ocieramy pot z czoła i gratulujemy sobie. Pumba mi wygranej, a ja jemu wygranego piwa, bo założył się, że przyparty do muru wywrócę grę do góry nogami.... jasnowidz czy jak? 

piątek, 9 maja 2014

POLIGON 2014 - Force on Force

Witam.
Na pierwszej edycji Poligonu odbywającej w dn. 1-2.05. w Muzeum Lotnictwa w Krakowie wraz z chłopakami z Codename Wargaming rozegraliśmy dwie gry: BG Kursk i Force on Force. Grę w FoF’a hostowałem ja, a początkowo grali czaki i headache, natomiast w drugiej połowie gry dołączył Wookush.

Rozgrywkę przygotowałem na bazie pierwszego scenariusza z dodatku Road to Baghdad oraz własnej inwencji. Główną różnicą było to, że to amerykanie mieli wysadzić w powietrze przepompownię zamiast Irakijczyków. Pobocznym celem dla amerykanów było odnalezienie i zniszczenie składów broni i amunicji. Oczywistym jest, że Irakijczycy mieli odwrotne założenia. Rozstawiliśmy z czakim stół, i chociaż nie dokońca wyglądał tak jak planowałem, i ruszyliśmy z grą. Czaki przejął pod władanie Irak, headache Marinesów. Gra ruszyła, i niestety zbyt nią zaaferowani nie zrobiliśmy wystarczająco dużo gier z samej rozgrywki.









Amerykanie rozpoczęli grę z biegu podjeżdżając pierwszym z czterech HMMWV pod budynek, w którym rzekomo znajdował się jeden z 3 składów broni i wparowali do niego metodą „z buta”. Jak się okazało budynek okazał się być pusty i Marinesi nie zdobyli tym razem żadnych punktów zwycięstwa. Drugi z HMMWV przetoczył się nieco dalej wzdłuż wąskiej uliczki po czym kolejny Fireteam wskoczył do pobliskiego budynku zajmując strategiczne miejsce na skrzyżowaniu dróg. Niestety tym razem oddział amerykanów dostał się pod ogień rebeliantów jednak wyszkolenie dało o sobie znać i Marinesi zareagowali pierwsi. Skutecznie przygnietli przeciwnika strzałami i rozlokowali się w budynku.







W tym samym czasie Irakijczycy nie byli zbytnio ruchliwi. Dwa oddziały, w tym fedaini, okupowali koszary czekając na rozwój wydarzeń. BRDM stojący na terenie przepompowni i oddział poborowych zajmujący administracyjny budynek również oczekiwali na rozkazy. Na razie jednak w ataku byli rebelianci.
W tym samym czasie trzeci z HMMWV podjechał jedną z głównych dróg daleko do przodu i wypakował kolejną drużynę żołnierzy. Marines’i od razu otworzyli ogień do nadjeżdżającego UAZa z działem bezodrzutowym totalnie miażdżąc jego załogę i zostawiając dymiący wrak na poboczu.
Drużyna amerykanów z narożnego budynku przeskoczyła przez ulicę w stronę ruinek, po czym dostała się po raz kolejny pod ogień rebelianckiego ostrzału. I tym razem Marines zdążyli wystrzelić jako pierwsi czym rozproszyli rebeliantów tak, że ci opuścili swoją kryjówkę. Towarzyszący im HMMWV podjechał nieco do przodu, ale dostał się pod skuteczny ogień pierwszej z grup co poskutkowało przygwożdżeniem całej pozostałej załogi







Trzecia z drużyn próbowała przebić się do przodu w pobliże administracyjnego budynku przepompowni, ale o dziwo skuteczny ogień poborowego oddziału okupującego budynek skutecznie powstrzymał ich zapały. Cały oddział został ostrzelany. Headache podciągnął czwarty z HMMWV w pobliże jak się miało okazać czarnego punktu. I tym razem trzech z czterech marines zostało rannych. Ostrzelane zostały także obydwa pojazdy amerykańskie co poskutkowało uszkodzeniem obydwóch broni pokładowych.
 







W tym samym czasie do akcji wkroczył BRDM zajmując pozycję niedaleko budynku zajmowanego przez jedną z grup USMC. Dowódca otworzył ogień do przygwożdżonego HMMWV, ale brak odpowiedniego wyszkolenia nie sprawił żadnych uszkodzeń w amerykańskiej maszynie.





W tym momencie do akcji włączył się oddział Fedainów, który ostrzelał oddział Marines zajmujący budynek obok BRDM’a. Skuteczny ostrzał elitarnej jednostki spustoszył szeregi amerykanów. Cały Fireteam został zdziesiątkowany i w końcowym etapie gry przejęty przez oddział rebeliantów, który chwilę wcześniej zajmował feralny budynek. Amerykanie nie byli jednak bierni. HMMWV z wyrzutnią ppk TOW podjechał wąską uliczką po czym odpalił rakietę w kierunku BRDM’a. pocisk, chociaż nie zniszczył pojazdu, skutecznie wyłączył go z walki, a jego załoga opuściła go w pośpiechu uchodząc z pola walki pozostawiając dymiący wrak pomiędzy budynkami.
  



Mniej więcej w tym momencie grę Irakijczykami przejął Wookush. Od razu przerzucił oddział Fedainów do budynku administracyjnego. Elitarna jednostka otworzyła ogień do próbującego ewakuować swoich ziomków żołnierza w HMMWV skutecznie unieruchamiając pojazd. Feralne skrzyżowanie stało się czarnym punktem na mapie inwazji Marines. Wykorzystując wymianę ognia pozostali przy życiu żołnierze amerykańscy biegiem ukryli się w pobliskim budynku, który przy okazji skrywał jeden ze składów broni.




Ponieważ czas nas gonił zdecydowaliśmy się zakończyć grę w tym momencie. Pomimo przejęcia bodajże dwóch z trzech składów broni amerykanie zostali rozłożeni na łopatki. Stracony cały Fireteam w pobliżu BRDM’a stał się gwoździem do trumny. Dodatkowo obroniona przepompownia powiększyła tylko przewagę Irakijczyków w wygranej. Na koniec kilka fotek pornorzutów jakie zaistniały podczas gry.




AAR’ke pisałem z pamięci i jak pisałem wcześniej niewystarczająca ilość fotek może w całości nie odzwierciedlać zabawy jaką mieliśmy podczas gry. Ciekawym rozwiązaniem okazało się zastosowanie dwóch różnych zestawów kart Fog of War. Jedna talia – 22 karty – zawierała tylko i wyłącznie negatywne skutki nieudanego testu reakcji, druga natomiast – również 22 karty – zawierała bonusy. Myk polegał na tym, że połowa bonusów była przeznaczona dla gracza przeciwnego. Stąd też gracz mógł wybrać czy woli wziąć negatywny wynik tylko i wyłącznie dla siebie, czy zaryzykuje wybór bonusa licząc się z tym, że może wyciągnąć kartę z bonusem dla przeciwnika. Suma summarum każdy z graczy miał 25% szans na jakikolwiek bonus dla siebie. O dziwo czaki jak i headache mieli ogromne szczęście w wyciąganiu bonusów. Chyba tylko raz czaki wyciągnął bonus dla headache’a. Tak czy inaczej rozwiązanie całkiem fajne IMHO i przyszłościowe. Nie mam nic przeciwko taliom kart stworzonym przez twórców gry, ale tworząc scenariusze samemu mam dzięki temu większą kontrolę nad polem walki. Zdaję sobie sprawę, że zrobiliśmy kilka baboli od strony mechaniki gry, ale FoF jest grą na tyle elastyczną, że w żaden sposób nie wpłynęło to na dynamikę rozgrywki i przyjemność z grania. Dziękuję chłopakom za wspólną grę i życzę zarówno im jak i sobie więcej takiej zabawy.

Pozdr

Thomas