Dzisiaj pora na kolejnego najemnika z bandy Gragana Siewcy, a mianowicie łowcę skarbów Rodericka. Na początek zapraszam do lektury krótkiej historii.
Hi everyone
Today presentation of another mercenary in Gragan the Reaper band, namely treasure hunter Roderick. Below short history of our character (in polish only).
Roderick, jak Percy i Wilhelm, to weteran. Po opuszczeniu rodzinnej wioski szybko zaciągnął się do imperialnej armii marząc o sławie i bogactwach. Teraz jako weteran i w zasadzie emeryt wie, że miał dużo szczęścia, że dożył do tego aż mógł opuścić armię. Podobnie jak u innych także dla Rodericka zaskoczeniem i zderzeniem z rzeczywistością były pierwsze chwile od przekroczenia bram miejskich baraków i stania się rekrutem, a następnie żołnierzem. Ciężkie treningi odbywały się codziennie, musztra i nadzorujący ją wiecznie wrzeszczący sierżant stały się nieodłącznym elementem każdego dnia. ROderick od samego początku trzymał się z boku. Nieco nieśmiały i małomówny trzymał się w wolnych chwilach z boku podglądając ćwiczących żołnierzy. Dni treningów mijały, a Roderick stawał się coraz lepszym żołnierzem. Jego ulubionym orężem stał się miecz i trzymany w drugiej ręce lewak. Podczas treningów z innymi rekrutami często korzystał z podpatrzonych u starszych kadetów sztuczek i z własnych pomysłów, aby skutecznie i szybko obezwładnić przeciwnika. Nie przysparzał tym sobie przyjaciół, ale nie obchodziło go to. Wiedział, że prędzej czy później nauka przyda się w praktyce. Chłopak nie musiał długo na to czekać.
Po oficjalnym zaprzysiężeniu stał się małym trybikiem w ogromnej maszynie imperialnej armii. Dość szybko został przeniesiony do nowej kompanii wraz z innymi, aby zostać wysłanym do pierwszej swojej walki przeciwko zwierzoludziom, których to armia została zauważona w lasach. Początkowe podniecenie zbliżającą się walką i adrenalina buzująca w żyłach szybko zostały ostudzone widokiem jaki jego kompania zastała po dotarciu na pole walki. Pierwsze jednostki armii imperialnej już zwarły się z wrogiem i nie wszystko szło dobrze dla żołnierzy. Przeważające siły wroga szybko otoczyły imperialnych żołnierzy i gdyby nie przybycie nowych jednostek równie szybko zmiotłyby je z pola walki. Roderick z szeroko otwartymi oczami przypatrywał się mutantom walczącym przed nim na ogromnej polanie. Zwierzoludzie w większości pokryci futrem krzyczeli i wymachiwali bronią na lewo i prawo. W końcu kompania Rodericka otrzymała rozkaz wsparcia lewej flanki, gdzie sytuacja wyglądała na najgorszą. Początkowo w zwarciu, później w nieco luźniejszym szyku żołnierze ruszyli w kierunku zwierzoludzi. Sytuacja potoczyła się błyskawicznie. Nagle zza pierwszych szeregów mutantów w górę, na kozich nogach, wyskoczyli mutanci którzy wyglądali niczym skrzyżowanie człowieka z kozą. Jeden z nich poszybował wprost na Rodericka i gdyby nie szybka decyzja o uniku również i jego ciało spoczęło by na placu boju. Ścierając się z mutantem mężczyzna atakował najlepiej jak umiał i w głębi duszy cieszył się, że przykładał się do treningów. Walka chociaż niezbyt długa była zażarta i bardzo krwawa. Wciąż napływające posiłki armii szybko wspomogły walących żołnierzy i wkrótce niedobitki mutantów uciekały w popłochy w stronę lasu skąd nadeszli. Ranny lekko w rękę Roderick stał teraz pomiędzy poległymi żołnierzami i trupami zwierzoludzi rozglądając się wokoło. Nad polaną zebrały się pierwsze kruki krążące wysoko na niebie czekając aby zacząć pożywiać się truchłami poległych. Po prawej kilkadziesiąt metrów od mężczyzny dostrzegł on samotnego halabardnika, który podobnie jak Roderick stał teraz i ślepo rozglądał się po polu bitwy jakby niedowierzając temu co właśnie się stało i swemu szczęściu, że jeszcze żyje. Po lewej stronie Roderick dostrzegł kolejnego marudera. Tym razem był to jednak kusznik, który opierając się na swojej strzeleckiej broni pochylał się nad poległym towarzyszem. Kusznik podniósł głowę i jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Rodericka. Obydwoje wiedzieli, że mieli wiele szczęścia, że przeżyli.
Tego samego wieczoru w pospiesznie przygotowanym obozie podczas wieczerzy Roderick w poszukiwaniu miejsca gdzie może usiąść dostrzegł widzianego wcześniej halabardnika jak sam siedział przy jednym ze stołów i spożywał posiłek. Mężczyzna zdecydował się dosiąść do nieznajomego. Idąc w jego kierunku dotarło do niego jak wiele stołów było pustych. Tego dnia wielu mężczyzn poniosło śmierć na polu bitwy. Roderick dosiadł się do nieznajomego halabardnika bez słowa rozpoczynając jedzenie. Chwilę po nim do stołu dosiadł się kolejny z żołnierzy. Tym razem był to widziany wcześniej kusznik. Wszyscy mężczyźni wymienili ze sobą spojrzenia jednak żaden z nich nie odezwał się podczas posiłku. Wiedzieli, że nie ma potrzeby. Wszyscy przeżyli tego dnia to samo. Stracili przyjaciół, niemal stracili swoje życie. Słowa nie były potrzebne.
Tego wieczoru Roderick poznał Percy’ego i Wilhelma. Nie wiedział jeszcze, ale wszyscy trzej mieli stać się przyjaciółmi, którzy po opuszczeniu armii mieli zostać najemnikami. Kilka lat później stojąc w cieniu słupa ogłoszeniowego wyekwipowany i uzbrojony Roderick spoglądał na trzymane przez Percy’ego ogłoszenie. Na jego końcu dostrzegł nic nie znaczące na razie dla niego nazwisko – Herr Albert Kapsner…
Po oficjalnym zaprzysiężeniu stał się małym trybikiem w ogromnej maszynie imperialnej armii. Dość szybko został przeniesiony do nowej kompanii wraz z innymi, aby zostać wysłanym do pierwszej swojej walki przeciwko zwierzoludziom, których to armia została zauważona w lasach. Początkowe podniecenie zbliżającą się walką i adrenalina buzująca w żyłach szybko zostały ostudzone widokiem jaki jego kompania zastała po dotarciu na pole walki. Pierwsze jednostki armii imperialnej już zwarły się z wrogiem i nie wszystko szło dobrze dla żołnierzy. Przeważające siły wroga szybko otoczyły imperialnych żołnierzy i gdyby nie przybycie nowych jednostek równie szybko zmiotłyby je z pola walki. Roderick z szeroko otwartymi oczami przypatrywał się mutantom walczącym przed nim na ogromnej polanie. Zwierzoludzie w większości pokryci futrem krzyczeli i wymachiwali bronią na lewo i prawo. W końcu kompania Rodericka otrzymała rozkaz wsparcia lewej flanki, gdzie sytuacja wyglądała na najgorszą. Początkowo w zwarciu, później w nieco luźniejszym szyku żołnierze ruszyli w kierunku zwierzoludzi. Sytuacja potoczyła się błyskawicznie. Nagle zza pierwszych szeregów mutantów w górę, na kozich nogach, wyskoczyli mutanci którzy wyglądali niczym skrzyżowanie człowieka z kozą. Jeden z nich poszybował wprost na Rodericka i gdyby nie szybka decyzja o uniku również i jego ciało spoczęło by na placu boju. Ścierając się z mutantem mężczyzna atakował najlepiej jak umiał i w głębi duszy cieszył się, że przykładał się do treningów. Walka chociaż niezbyt długa była zażarta i bardzo krwawa. Wciąż napływające posiłki armii szybko wspomogły walących żołnierzy i wkrótce niedobitki mutantów uciekały w popłochy w stronę lasu skąd nadeszli. Ranny lekko w rękę Roderick stał teraz pomiędzy poległymi żołnierzami i trupami zwierzoludzi rozglądając się wokoło. Nad polaną zebrały się pierwsze kruki krążące wysoko na niebie czekając aby zacząć pożywiać się truchłami poległych. Po prawej kilkadziesiąt metrów od mężczyzny dostrzegł on samotnego halabardnika, który podobnie jak Roderick stał teraz i ślepo rozglądał się po polu bitwy jakby niedowierzając temu co właśnie się stało i swemu szczęściu, że jeszcze żyje. Po lewej stronie Roderick dostrzegł kolejnego marudera. Tym razem był to jednak kusznik, który opierając się na swojej strzeleckiej broni pochylał się nad poległym towarzyszem. Kusznik podniósł głowę i jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Rodericka. Obydwoje wiedzieli, że mieli wiele szczęścia, że przeżyli.
Tego samego wieczoru w pospiesznie przygotowanym obozie podczas wieczerzy Roderick w poszukiwaniu miejsca gdzie może usiąść dostrzegł widzianego wcześniej halabardnika jak sam siedział przy jednym ze stołów i spożywał posiłek. Mężczyzna zdecydował się dosiąść do nieznajomego. Idąc w jego kierunku dotarło do niego jak wiele stołów było pustych. Tego dnia wielu mężczyzn poniosło śmierć na polu bitwy. Roderick dosiadł się do nieznajomego halabardnika bez słowa rozpoczynając jedzenie. Chwilę po nim do stołu dosiadł się kolejny z żołnierzy. Tym razem był to widziany wcześniej kusznik. Wszyscy mężczyźni wymienili ze sobą spojrzenia jednak żaden z nich nie odezwał się podczas posiłku. Wiedzieli, że nie ma potrzeby. Wszyscy przeżyli tego dnia to samo. Stracili przyjaciół, niemal stracili swoje życie. Słowa nie były potrzebne.
Tego wieczoru Roderick poznał Percy’ego i Wilhelma. Nie wiedział jeszcze, ale wszyscy trzej mieli stać się przyjaciółmi, którzy po opuszczeniu armii mieli zostać najemnikami. Kilka lat później stojąc w cieniu słupa ogłoszeniowego wyekwipowany i uzbrojony Roderick spoglądał na trzymane przez Percy’ego ogłoszenie. Na jego końcu dostrzegł nic nie znaczące na razie dla niego nazwisko – Herr Albert Kapsner…
Oto króka historia łowcy skarbów. Sama figurka to połączenie częsci z
boxa Frostgrave Soldiers z częściami z boxa Foot Sergeants firmy
Fireforge Games. Korpus, nogi i głowa to części Fireforge, natomiast
ręce, plecak i lina to bitsy z Frostgrave. Częsci pasują do siebie
idealnie więc śmiało można łączyć oba boxy ze sobą (i nie tylko te dwa
boxy). Poniżej kilka fotek Rodericka.
The figure itself is mix of parts which came from two boxes - Fireforge Games Foot Sergeant and Frostgrave Soldiers. Body, legs and head come from Fireforge, hands, backpack and rope from Frostgrave box. All bits fit perfectly to each other so you can mix them freely. Below few pictures of Roderick.
The figure itself is mix of parts which came from two boxes - Fireforge Games Foot Sergeant and Frostgrave Soldiers. Body, legs and head come from Fireforge, hands, backpack and rope from Frostgrave box. All bits fit perfectly to each other so you can mix them freely. Below few pictures of Roderick.
Na dzisiaj to tyle.
Pozdrawiam
Thomas