Dziś nadciągam z kolejnym instruktarzem dla początkujących. Tym razem przedstawiam moje zaplecze techniczne podczas malowania bez porad czysto malarskich. Jak zwykle przypominam, że nie jestem żadnym wirtuozem i zwyczajnie ja tak robię, bo w ten sposób jest mi wygodnie, a wykorzystane patenty wydały mi się najbardziej sensowne. Oczywiście zachęcam wszystkich do dzielenia się swoimi uwagami, bo może macie zupełnie inną metodykę pracy i według was robię wszystko bez sensu. Podczas kulturalnej wymiany zdań zyskamy wszyscy.
Na początek oświetlenie. Z mojego doświadczenia najlepiej zainwestować w lampkę z podłużnym światłem o barwie białej. Ewentualne minimum to dwa oświetlenia punktowe. Idea jest taka, że trzymany przez nas obiekt powinien być oświetlony równomiernie i dość mocno, aby cienie nie ukryły niedomalowanych punktów lub przebarwień, o które nam nie chodzi. Sam dodatkowo zamontowałem sobie przyklejane oświetlenie LED w postaci paska. Zrobiłem to bardziej z myślą o malowaniu aerografem, ale im jaśniej tym lepiej wszystko widać.
W pogotowiu chusteczki do wycierania niepotrzebnych wycieków, przecieków i plam. Wszelkie narzędzia trzymam w kubku. Są one w jednym miejscu i nie walają mi się pod palcami. Wolę takie rozwiązanie niż precyzyjnie posegregowane pędzle w osobnych pudełkach. Mam wszystko tu... tylko chwileczkę pomieszam i się znajdzie. Najważniejsze kolory farb trzymam na stojaczku.
Ale pozostałe rzeczy dalej siedzą w kuferku. Polecam przeźroczyste, zawsze wiesz wtedy co w którym jest.
Biurko zabezpieczam blokiem technicznym lub gazetą z błyszczącym papierem. Częściej jednak wybieram blok bo daje mi ciągły podgląd pod biel i mogę przetestować na nim grubość linii i barwę wymieszanych farb np. przy metodzie suchego pędzla. Dodatkowo blok techniczny zatrzyma dość dużą dawkę wilgoci i nie przebije się ona na zewnątrz.
Do rozrabiania i mieszania farb stosuję mokrą paletę. Do zrobienia mokrej palety będziemy potrzebować płytkiego, płaskiego pojemniczka, tutaj plecy od blistra figurek, materiału chłonnego w rodzaju ligniny, tutaj bawełniane płatki kosmetyczne, oraz nawoskowany papier do pieczenia. Teoretycznie wszytko do znalezienia w domu gdzie kiedykolwiek mieszkała kobieta :P
Płatek nasączamy wodą aż zacznie się wylewać na resztę pojemniczka, a następnie przykładamy papier do pieczenia i czekamy aż się przyklei.
Nawoskowanie papieru powoduje to, iż farba nie przesiąka na drugą stronę, za to wilgoć spod spodu dociera do farby i spowalnia jej wysychanie. To pozwala nam dłużej cieszyć się wymieszanymi odcieniami, raz nawet specyficzny odcień zieleni do camo desert 3 dał się użyć w 12 godzin po wymieszaniu.
Ostatnim elementem który zawsze znajduje się u mnie na stole podczas malowania jest kieliszek z rozpuszczalnikiem do sidoluksu. Oczywiście jest on o wiele słabszy niż taki rozpuszczalnik przykładowo Wamodu, ale nie chcemy rozpuszczać zaschniętej farby, ale lekko stwardniałej pomiędzy włosami pędzla. Dobrze utrzymany pędzel posłuży nam długo i wiernie.
W taki sposób zabieram się do malowania mojej bandy do TNT. Wielokrotnie się już pojawiali, ale nie są gotowi w 100%.